Więzień Labiryntu: Próby Ognia

Bardzo chcę zrozumieć fenomen ekranizacji przygodowych YA. Za każdym razem kiedy oglądam kolejny młodzieżowy science-fiction układanka w mojej głowie powoli uzupełnia się o nowe elementy, dzięki którym jest mi łatwiej ogarnąć tą falę i zauważyć, co młodym (i starszym, bo YA nie jest tylko dla nastolatków) może się w tych historiach podobać. Ot młody człowiek versus niesprawiedliwy świat – jeśli nie może go naprawić, to chciałby go chociaż zmienić, bo, jak to młodsi, jest na tyle szalony by to zrobić. Poza tym, wiadomo, że pomiędzy szaleństwem a geniuszem istnieje cienka granica. W tym przypadku, „Maze Runner” (pol. „Więzień Labiryntu”) jest filmem bez granic. Chociaż, może nawet jakieś były, ale zasłoniły mi je pustynne zombie.

images

Zacznijmy od tego, że oglądałam też pierwszą część, ale poziom informacji o post apokaliptycznej Ziemi Dashnera* jaki z niej wyniosłam był praktycznie zerowy. Grupka młodych mężczyzn przetrzymywana jest w rezerwacie otoczonym ogromnym labiryntem, pełnym niebezpiecznych bestii i ruchomych ścian. Raz na dwa tygodnie trafia do niego wyposażenie, a raz na miesiąc nowa osoba. Dlaczego? W tle majaczy spisek, wielkie pieniądze, mroczna organizacja WCKD i eksperymenty na ludziach, ale nic z tych rzeczy nie wyjaśnia po co właściwie zamykać grupę dzieciaków w środku labiryntu. Jeżeli WCKD od początku zależało na wyselekcjonowaniu najsilniejszych osobników, to na pewno mieli do tego lepsze sposoby i, no nie wiem, może coś, co kosztowałoby mniej niż postawienie labiryntu na środku pustyni.

Grupka przetrwała z poprzedniej części „Więźnia” spędza więc kolejne 130 minut na przysłowiowym wpadaniu z deszczu pod rynnę, najpierw wyrywając się wprost spod igieł WCKD, której to mroczna i wcale nie martwa szefowa przerabia nastolatków na, prawdopodobnie, lekarstwa. Pod kolejną rynnę wtaczają się, udając się w poszukiwaniu obozu rebeliantów w górach, gdzieś po drugiej stronie pustyni. Wędrówka przez zrujnowane miasta i zasypane pod wydmami budynki to ważna część filmu i widać, że włożono w nią pieniądze, żeby wyglądała efektownie i równie dramatycznie. Zabrakło jednak dbałości o tzw. nudne szczegóły, np. jak bohaterom udało się wytrzymać tak długo bez wody, albo zasnąć na środku pustyni.

O ile spanie na pustyni można by [od biedy] wyjaśnić nowym, post-apokaliptycznym klimatem**, o tyle na niektóre rzeczy zwyczajnie nie da się przymknąć oka. Jeśli miałabym znaleźć się po środku otwartego terenu po którym luzem biegają zombie, o których nie wiadomo co właściwie je przyciąga (światło? zapach? dźwięk? ruch??), to chyba wolałabym, żeby chociaż jeden z moich towarzyszy stał na warcie. Złego licho najwyraźniej nie bierze. Prawdopodobnie, wolałabym też nie zostawiać sprawnej broni z kolegą samobójcą, nawet jeśli jego śmierć była naprawdę smutna. Tzn. jak na postać drugoplanową, bo, o zgrozo, nieliczne postaci „Więźnia” mają jakikolwiek charakter, a postaci drugiego planu istnieją właściwie głównie po to, żeby być.

Jak to zauważył mój osobisty Will, bohaterami o naprawdę wyróżniających się cechach charakteru są właściwie głównie charyzmatyczny Thomas (w tej roli bezbłędny Dylan O’Brien) i jego bardziej ogarnięty głos rozsądku, Newt (Thomas Brodie-Sangster, który jak zwykle wygląda na 10 lat mniej). Teresa (Kaya Scodelario) zapowiadała się całkiem obiecująco w pierwszej części, jak na swój niewielki wkład w historię i tajemnicze powiązanie z Thomasem. W „Próbach Ognia” Teresa nie ma już żadnej mocy decyzyjnej, a jedynym momentem, kiedy poznajemy jej zdanie o całej akcji jest.. kiedy wydaje swoje położenie WCKD, którzy z jakiś powodów tak po prostu wylatują swoim wielkim dronem i puszczają z dymem całą wioskę uciekinierów. Jak to mówią, kto bogatemu zabroni.

Ciekawym dodatkiem do bandy nastolatków są uciekinierzy Jorge i Brenda. Po pierwsze, są starsi i bardziej doświadczeni w przetrwaniu na pustyni pełnej zombie. Są też na tyle zorientowani w terenie, by poprowadzić bohaterów w stronę obozu Right Arm. Brenda jest też elementem, którego brakowało mi od samego początku, to znaczy aktywnej bohaterki. Wprawdzie, o jej życiu dowiadujemy się ostatecznie tyle cząstkowych informacji co o Teresie, w porównaniu do niej, Brenda jest jednak całkiem zaradna, potrafi walczyć i przetrwać w trudnych warunkach. Obawiam się jedynie, że tworzy to z niej bardzo podatny materiał do klasycznego nastoletniego tragicznego trójkąta, ale ponieważ odnoszę wrażenie, że „Więzień” jest przeznaczony raczej do męskiej części widowni i czytelników – może pozwoli nam to na ominięcie przynajmniej tego opkowego elementu.

Osobiście, „Próby Ognia” mnie nie porwały, ale liczyłam trochę na to, że druga część przyniesie więcej wyjaśnień względem początku historii. Tym czasem, mam wrażenie, że z poziomu zero.. nie przeniosłam się kompletnie nigdzie. Widziałam jak bohaterowie błądzą po pustyni (gdzie wielki dron złej organizacji ich nie mógł znaleźć?), uciekają przed zombie, wysadzają całkiem przydatne budynki, wszystko po to, żeby dalej nie dowiedzieć się, po co właściwie złej korporacji grupka dzieci na odludziu. Jeśli cała ta historia ma przypominać labirynt, to mam wrażenie, że nawet twórcy odrobinę się w nim zagubili. Mam tylko nadzieję, że potrafią szybko biegać.

 

 

 

* Dashner James – autor serii książek

** chociaż z drugiej strony, jeśli w nocy było na tyle ciepło, że nie zamarzli, to w dzień by się pewnie usmażyli, ale przecież byli najsilniejsi, to może mieli nawet teflonowe stopy?

 

 

1 comments

Dodaj komentarz